Teatr "oddycha" teraźniejszością
10 grudnia 2019
z dyrektorem Teatru Miejskiego, Zbigniewem Rybką rozmawia Agata Wittchen-Barełkowską z portalu kulturaupodstaw.pl
AGATA WITTCHEN-BAREŁKOWSKA: W sezonie 2019/2020 objął pan dyrekcję Teatru Miejskiego w Lesznie – instytucji kultury, która istnieje stosunkowo niedługo. Jak się nią zarządza? Co według pana jest najważniejsze w kontekście tego miasta?
ZBIGNIEW RYBKA (dyrektor Teatru Miejskiego w Lesznie): Jak zarządza się taką instytucją, tego jeszcze nie wiem. Nigdy dotąd nie kierowałem teatrem, w którym nie ma stałego zespołu aktorskiego. To jest dla mnie główna „nowość”. Uczę się zatem tej nowości. Staram się rozpoznawać mechanizmy, które w tych warunkach pozwalają na osiąganie założonych celów.
Co jest najważniejsze w kontekście tego konkretnego miejsca?
To bardzo trudne pytanie i niełatwo o jednoznaczną odpowiedź. Moim zdaniem nie istnieje żaden „sposób” na Leszno. Podobnie jak na Wrocław, Gdańsk, Łódź, Rzeszów czy Olsztyn. Przyglądam się miastu, jego mieszkańcom i myślę, że znalazłem się w fascynującym miejscu o niezwykłej historii, w otoczeniu ludzi zaradnych, otwartych, stąpających mocno po ziemi, ale ciekawych świata, stawiających temu światu wyzwania i radzących sobie w życiu dzięki własnej pracy. Mógłbym oczywiście przyjąć najprostszą i pozornie najskuteczniejszą (przynajmniej chwilowo) strategię, jaką jest działanie „pod publikę” i schlebianie otoczeniu. Ale ta droga jest mi obca, nie umiem wmawiać widzom, że efekciarstwo ma wartość i jest oczekiwanym przez wszystkich powiewem świeżości.
Nie interesuje mnie praca polegająca na tworzeniu – dla własnej wygody i szybkiego, ale nietrwałego efektu – jakiejś wirtualnej rzeczywistości. To jest kłamstwo, za pomocą którego nie można zbudować niczego wartościowego.
Cała rozmowa do przeczytania TUTAJ.
ZBIGNIEW RYBKA (dyrektor Teatru Miejskiego w Lesznie): Jak zarządza się taką instytucją, tego jeszcze nie wiem. Nigdy dotąd nie kierowałem teatrem, w którym nie ma stałego zespołu aktorskiego. To jest dla mnie główna „nowość”. Uczę się zatem tej nowości. Staram się rozpoznawać mechanizmy, które w tych warunkach pozwalają na osiąganie założonych celów.
Co jest najważniejsze w kontekście tego konkretnego miejsca?
To bardzo trudne pytanie i niełatwo o jednoznaczną odpowiedź. Moim zdaniem nie istnieje żaden „sposób” na Leszno. Podobnie jak na Wrocław, Gdańsk, Łódź, Rzeszów czy Olsztyn. Przyglądam się miastu, jego mieszkańcom i myślę, że znalazłem się w fascynującym miejscu o niezwykłej historii, w otoczeniu ludzi zaradnych, otwartych, stąpających mocno po ziemi, ale ciekawych świata, stawiających temu światu wyzwania i radzących sobie w życiu dzięki własnej pracy. Mógłbym oczywiście przyjąć najprostszą i pozornie najskuteczniejszą (przynajmniej chwilowo) strategię, jaką jest działanie „pod publikę” i schlebianie otoczeniu. Ale ta droga jest mi obca, nie umiem wmawiać widzom, że efekciarstwo ma wartość i jest oczekiwanym przez wszystkich powiewem świeżości.
Nie interesuje mnie praca polegająca na tworzeniu – dla własnej wygody i szybkiego, ale nietrwałego efektu – jakiejś wirtualnej rzeczywistości. To jest kłamstwo, za pomocą którego nie można zbudować niczego wartościowego.
Cała rozmowa do przeczytania TUTAJ.